Ten post jak się domyślacie, będzie o różnicach i naszych „zaskoczeniach” w Kanadzie, czyli o tym wszystkim co nas zdziwiło po przyjeździe tutaj, bo po prostu w Polsce mamy inaczej. Ponieważ pamięć jest ulotna, a poza tym człowiek po pewnym czasie przywyka do nowości i już go nic nie dziwi, poniżej znajdziecie listę rzeczy, które albo dalej są dla nas „inne” albo po prostu pamiętamy – że były dla nas zaskoczeniem. Od razu mówimy, będzie subiektywnie, kolejność opisanych rzeczy – jest przypadkowa.
- Pranie – pranie w Kanadzie przebiega inaczej niż w PL, po pierwsze jeśli mieszkacie w bloku (my mieszkamy) raczej mała szansa (hmm…no dobra nam się udało, że jednak mamy), że będziecie mieli pralkę w mieszkaniu. Najprawdopodobniej będzie to pralnia na każdym piętrze (w nowszych blokach) lub jedna na cały budynek (w starszych blokach). Taka pralnia to pomieszczenie z pralkami i suszarkami, oba sprzęty na pieniądze. I tutaj są nasze zaskoczenia, gdyż – wybór programu prania jest mocno ograniczony: za 2$ lub 2,50$ możemy jedynie zadecydować, czy chcemy prać przez 45 min czy np. 1 godzinę, białe czy kolorowe i tyle … do tego potrzebny będzie nam jeszcze płyn do prania (tutejsze pralki, jakie widziałam do tej pory nie bardzo miały miejsce na proszek. W ogóle w Kanadzie chyba nie ma proszków, tylko płyny, ale pewna nie jestem. W każdym razie o dziwo pranie nawet się dopiera, chociaż o temperaturze 90 stopni podczas prania raczej możecie zapomnieć.
Po takim praniu, przychodzi kolej na suszenie – nie wiem ile w tym prawdy, ale ponoć w niektórych miejscach obowiązuje zakaz wieszania prania na zewnątrz stąd suszarka na balkonie to raczej … rzadki, jeśli w ogóle możliwy widok. Pranie się suszy za 1.5 $ i jakieś 60 min później wyjmujecie je ciepłe i „uprasowane”. Z tym prasowaniem różnie bywa, więc od razu chciałam sobie kupić żelazko, bo mam dużo ubrań, które lubią „prasowanie” – okazało się, ze wybór żelazek, a idąc dalej – desek do prasowania, jest niewielki. Po prostu chyba poza imigrantami mało kto te rzeczy używa. Swoja drogą, jakbym nosiła tylko dżinsy i koszulki to pewnie też bym nie potrzebowała żelazka, ale że się człowiek chciał „wystroić” to ma … W każdym razie to było dla nas zaskoczeniem czyli: inne pralki (oczywiście dużo większe od polskich), inne programy prania i mały wybór żelazek. - Parmezan tarty w plastikowych 1l pojemnikach – o jedzeniu chyba warto napisać oddzielny post, w każdym razie zauważyliśmy, że tarty parmezan w swoim „charakterystycznym” skarpetkowym zapachu, jest dość powszechnie używany w domach i restauracjach, praktycznie do wszystkiego. Zawsze mi się wydawało, że taki ser dobrze jest zetrzeć chwilę przed podaniem, a kupowanie go w plastiku i przechowywanie miesiącami w lodówce mu nie służy, ale w sumie na serach … się nie znam. Także, let it be.
- Barbecue time! – grill jako taki w H. jest dość popularny, rzec by można na wyposażeniu większości mieszkań i domów, różni go natomiast wielkość i zastosowanie. I tak grille można uświadczyć powszechnie na balkonach bloków i często jest on na butle gazowe. Jeśli jest mniejszy ma po prostu mniejszą butlę gazową. W sezonie letnim często czuć zapach przypalanego jedzenia z dworu, ot taki lokalny folklor. Za to kuchenki w środku mieszkania najczęściej są elektryczne – zarówna płyta jak i piec. Tak sobie teraz myślę, że całej gazowej kuchenki tzn. z piecem gazowym – jeszcze nie widziałam tutaj, ciekawe.
- Łazienka – popularnym rozwiązaniem jest posiadanie wanny oraz zasłonki prysznicowej – niczym z filmów Hichcock’a. Na początku trudno było mi się do tego przyzwyczaić. W Polsce mamy albo plastikowe rozkładane ścianki, albo nic, więc siedząc w wannie widzi się całą łazienkę i drzwi do niej 😛 Swoją drogą widzi się też pralkę heh – co pewnie dla Kanadyjczyka było niezłym ubawem. Na pewno zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że w standardzie nie ma zamocowanych w wannach wężyków z dyszą prysznicową – owszem dysza jest, ale na stałe przymocowana na wysokości głowy, ale jak się stoi już w wannie, a nie siedzi.
Do mycia tejże wanny, jak dla mnie to jest słabe rozwiązanie, więc musieliśmy zamocować wężyk na własną rękę. Co ciekawe – znalezienie takiego powyżej 150 cm, okazało się niemożliwe. I ostatnie zaskoczenie z łazienki to fakt, że kran jest niestety jeden, wiec ustawienie wody do mycia zajmuje chwilę – najpierw czeka was zimnica, potem poparzenie i tak gdzieś po środku jest szansa na dobrą temperaturę. W zasadzie jeszcze nigdzie nie widziałam dwóch pokręteł na wodę przy wannie. Aha i jeszcze toalety – w sedesie spodziewać należy się wody, zawsze jest już „napełniona”, spłuczka będzie po lewej stronie na zasadzie wajchy. Efektem tego jak byliśmy w Polsce ostatnio, Mati się śmiał, że ręka odruchowa idzie mu w tą stronę, a tu niespodzianka – bo w PL często spłuczka jest po środku w formie przycisku. - I stanie się jasność– w Kanadzie często w wynajętych mieszkaniach, nie ma oświetlenie na suficie, w nowych blokach i owszem (nam się udało mieć), ale już w tych w starszych – jesteście skazani na lampy stojące. W domach oczywiście ludzie mają górne oświetlenie, ale i tak wszelkiego rodzaju lampy i lampeczki są tu dużo bardziej popularne niż w PL. W sumie tak jak sobie myślę o amerykańskich filmach to rzeczywiście często te lampy się pojawiają. Ciekawostką jest jeszcze fakt, że włączniki do światła też są na zasadzie mini „wajchy” a nie przycisków jak u nas. Bardzo wygodne rozwiązanie, więc daje „high 5”.
- Oznakowanie pięter jest trochę inne tzn. po naszemu parter to za oceanem 1 piętro, nasze 1 piętro to dla nich 2 piętro itd. Schody zaczynają się w przypadku podziemnych parkingów to znaczy, -2 to pierwszy poziom, a – 1 to 2 poziom. Tutaj niestety najczęściej się mylimy. Czyli chcąc pojechać niżej o dwa piętra, odruchowo wciskamy – 2 i w efekcie lądujemy na dodatkowym przystanku, do naszego parkingu o 2 poziomy niżej, bo powinniśmy wcisnąć – 1. Najprościej mówiąc skala windowa w Kanadzie wygląda np. tak: 4p. 3p.2p. (1p – L. – czyli parter) -2p. -1p. (w przypadku dwóch poziomów poniżej ziemi). Także jak chcesz jechać na 1 piętro wciskasz 2. My wciskamy 3 – a więc mieszkamy na 2 piętrze. Trochę to zamotane … Jest łatwo jeśli przyciski są w jednej linii, a jak już są po obu liniach na zasadzie losowego przyporządkowania, to po prostu trzeba pamiętać, gdzie się chce pojechać – oczywiście zawsze zostają jeszcze schody.
- Garaż – w sumie zauważyliśmy, że garaże często nie służą ludziom z domami za garaże na samochody, ale jako przechowalnie i piwnice na różne rzeczy. Samochody najczęściej po prostu stoją na podjazdach, nawet w zimie. W PL być może jest tak samo, ale nie mamy za wielu znajomych z domami heh.
- Elektryczność – ok, tutaj będzie krótko i na temat. Po prostu druty elektryczne są na zewnątrz, jak u nas na wsiach. Jak to powiedział znajomy w żartach, to po to, żeby było widać, że w Kanadzie prąd jest.
- Zwroty i reklamacje – w Kanadzie w zasadzie można oddać wszystko co się kupiło, nawet jeśli to otworzyliśmy (poza jedzeniem rzecz jasna – tutaj mała aktualizacja – jedzenie otwarte też można reklamować :)) i używaliśmy. Po prostu stwierdzasz, że Ci coś nie pasuje i oddajesz. Okres na oddanie zależy od danej rzeczy i sklepu. Po prostu towar nie spełnia naszych oczekiwań – oddajemy. Bez nerwów i stresu. Super sprawa.
- Sklepy – ekspedientki zawsze stoją, a nie siedzą w sklepie za kasą i najczęściej pakują Ci rzeczy w torebki (chyba, że akurat sklep nie zapewnia siatek), wydają resztę (chyba tylko raz ktoś mnie zapytał, czy mam drobne) uśmiechają się itp. U nas w PL pod tym względem jest już lepiej, ale w Kanadzie to nas zaskoczyło, że na stojąco i z uśmiechem.
- Na mieście jeśli jesteście w barze na pizzy, lunchu czy w restauracji – często zamawiając zwykłą kawę czy herbatę w cenie macie „dolewkę” za darmo. W przypadku kawy Pani chodzi z termosem lub dzbankiem i dolewa, a w przypadku herbaty zalewa Ci jeszcze raz Twoją wrzątkiem lub daje Ci nową torebkę (jeśli lubisz mocniejszą). Woda jest podawana zawsze cokolwiek byś nie zamawiał, darmowa, ale najczęściej z kranu, z lodem lub z lodówki – niestety najczęściej z fluorem . Aha … w Kanadzie pije się duuużo wody (z kranu) i kawy. Herbata jest znacznie mniej popularnym napojem, pewnie dlatego mają takie białe zęby :), no bo kawka z mlekiem.
- Pasy na przejściach dla pieszych są podłużne i tylko dwa. Wyznaczają Ci miejsce na przejście. Oczywiście nie ma też zielonego i czerwonego światła dla pieszych. Jeśli możesz iść wyświetli Ci się biały ludzik, jeśli nie możesz – pomarańczowa dłoń. Trochę brakuje mi naszych wszechobecnych „zeberek” heh.
- W Kanadzie segregacja śmieci jest na wysokim poziomie. Każdy jej przestrzega i nie ma problemu z pojemnikami na różne odpadki, także w mieszkaniach i domach. Z drugiej strony czystość w łazienkach publicznych pozostawia naprawdę wiele do życzenia, a sala kinowa po seansie wygląda jak – armagedon. Serio.
- Jazda samochodem – w Kanadzie jeździ się po prostu dobrze. To znaczy, przepisowo i bez ciśnienia. Kierowcy są uprzejmi dla siebie, zachowują odległości. Nie wiem, oboje byliśmy zdziwieni, że tak można, bez „cwaniakowania” i stresu. No ale wiadomo – drogi szerokie a i miejsc do parkowania dużo więcej. Przy okazji parkowania, w Kanadzie jeszcze nie spotkaliśmy się z płatnymi parkingami np. przy muzeum (o ile nie jest to centrum miasta), zoo, czy jakimś miejscu turystycznym na obrzeżach. Po prostu zostawiasz samochód i tyle.
- Zagadywanie na ulicy – tak gdziekolwiek nie jesteś i cokolwiek nie robisz, bądź gotowy na to, że ktoś do Ciebie „zagada”. Ludzie tutaj po prostu zagadują, a to w sklepie, a to w banku, nawet sprzedawczyni przy kasie komentuje Twoje zakupy. Ludzie są mili i się nie boją, tak – to ciągle jest dla nas ciekawe doświadczenie.
- Umawianie się – żeby założyć w banku konto trzeba się umawiać, żadne tam, wejdę sobie z ulicy i już. Nic z tego – trzeba przyjść umówić się na konkretny dzień, godzinę. To niby po to, żeby nie było kolejek – ale ja myślę, że oni po prostu lubią się umawiać.
- Kolejne zaskoczenie to – czeki. Tak w Kanadzie tak jak w USA, ciągle czeki są w użyciu. Możesz nawet dostawać wypłatę w czekach. Serio, serio.
- Ceny – ceny na półkach są bez podatku. Zawsze sobie trzeba doliczyć w głowie te od 11% do 15%, Niby oczywiste, ale jednak nie raz się zdziwimy, że coś miało kosztować 1$ a jest więcej. Tak samo jest z jedzeniem na mieście i menu. Niby się podświetla kawa za 3,50$ w Starbucksie a potem przy płaceniu 4$. Zawodne te nasze przyzwyczajenia.
- „Come on Barbie let’s go party” – pod tym hasłem chodzi mi o wszelkiej maści naczynia jednorazowe i gadżety do przebierania się na imprezy (notabene takie przebierane imprezy są tu dość popularne). Niektóre jednorazówki do złudzenia wyglądem przypominają „prawdziwe” sztućce czy kieliszki. W sumie też jest sporo naczyń plastikowych jako takich. Na przykład w barze podano nam piwo w plastikowym kuflu :). Zorientowaliśmy się dopiero jak wzięliśmy je do ręki, że coś to piwo lekkie jakieś. Osobiście nie przepadam za plastikiem i wolę szkło, ale „jeśli wejdziesz między wrony …”.
- Pojemności i jednostki miary w Kanadzie – okej, tutaj wszystko jest w dużo większych opakowaniach niż w PL. Dla przykładu masło – 456g a kechup – 1l. Do tego już się przyzwyczailiśmy, natomiast ciągle nie mogę opanować miar: lbs zamiast kg (1 kg = 2 lbs, a cena jest podawana za 1 lbs) czy „stopy” zamiast „cm”. Niby w Kanadzie jest przyjęty system miar jak w Europie, ale tylko w „teorii”.
- Parkujemy na ulicy, a nie na chodnikach – to odwrotnie niż u nas, a po ulicy chodzimy w piżamie! W ogóle piżamy tutaj bywają bardzo ciekawe. W sezonie zimowym, można kupić taką piżamę, która w zasadzie przypomina „śpioszki” dla niemowlaka tylko jest w rozmiarze XXXXL tak na jakieś 180 cm wzrostu. Flanelowa, cieplutka …, warto się zaopatrzyć, jak ktoś jest zmarźluchem.